Moskwa, Moskwa…

Fot. Maciej Olszewski.

Niemiecki zespół Dschinghis Khan swego czasu śpiewał piosenkę „Moskau, Moskau”. „Nathalie” Gilberta Becaud’a była moskwianką, a poza tym funkcjonariuszką KGB. Bułat Okudżawa wybrał się na podróż po tym mieście „Ostatnim trolejbusem”. Były też „Podmoskiewskie wieczory” i „Spacer po Moskwie”

Moskwa. Jeszcze dwadzieścia lat temu nad miastem unosiła się woń wódki, kiszonej kapusty i suszonej ryby. Dziś tej ostatniej prawie się nie uświadczy. Obecnie stolica Rosyjskiej Federacji pachnie kawą, dobrymi perfumami i samochodowymi spalinami, a te czuć w nadmiarze prawie na każdej ulicy. To miasto niezwykłe. Pełne kontrastów, a jednocześnie bardzo rosyjskie. Obok nieprawdopodobnego bogactwa widuje się tu skrajną nędzę. Włóczęgów żyjących – dosłownie – na ulicy można spotkać nawet w pryncypialnym Centrum. Centrie jak mówią tuziemcy. Tu łatwiej im wyżebrać te parę rubli, by mieć na jakieś jedzenie i oczywiście alkohol. A ten już nie jest taki tani. Jeśli już mowa o stołecznych patologiach to zapewne do nich zaliczyć należy dzieci „biezprizornyje”. Żyją z żebractwa i kradzieży, a wychowaniem ich zajmuje się ulica albo zakamarki dworców – Białoruskiego, Kazańskiego i Kuźnieckiego. Tam mieszkają, tam spędzają noce.

Żeby już skończyć z tym, co jest wstydliwym problemem dla merostwa, warto wspomnieć o pladze młodych dziewczyn nie najlżejszej konduity, które nocą wychodzą na główny trakt – Twerską i oferują swoje cielesne usługi za kilkaset rubli, czyli kilkadziesiąt złotych. Nie pomagają akcje policji polegające na wywożeniu ich sto kilometrów za metropolię i tam zostawianie w szczerym polu. Zawsze wracają. Rosjanki, ale głównie Ukrainki i Białorusinki, a więc z krajów, gdzie jest bieda większa niż u wielkiego sąsiada.

Dworzec Białoruski. To legenda. Tu zaczyna się akcja powieści noblisty Borysa Pasternaka „Doktor Żywago”. Opiewali ten obiekt kolejnictwa poeci. Śpiewano o nim piosenki. Nakręcono film. W niewielkim oddaleniu od niego zaczyna się ulica Pierwaja Jamska, której potem przedłużeniem jest Twerska, dawniej Maksyma Gorkiego. Ten podział na dwie oddzielne ulice wiąże się z tym, iż dawni kupcy nie bardzo chcieli, by kojarzono ich z przybytkami rozpusty, które tam się właśnie znajdowały. Dziś to znaczące centrum handlowe, gdzie można spotkać sklepy najważniejszych europejskich, i nie tylko, marek. Tu znajduje się salon Rols-Roysa, gdzie codziennie sprzedaje się jedno auto. Oligarchów rosyjskich na nie stać.

Poznawać Moskwę można chodząc pieszo, jeżdżąc autobusem, tramwajem, trolejbusem albo metrem. Te powstało w 1936 roku (pierwsza linia), a stacje wyglądają tak, jakby zbudowano je właśnie teraz. Niektóre z nich to niezwykłej urody dzieła sztuki socrealistycznej. Oczywiście jeżeli ktoś lubi dosłowność w opisywaniu rzeczywistości i specyficzny, monumentalny klimat. Można też zwiedzać miasto wybierając się na objazd po nim autokarem, co trwa godzinę, wyruszając z Placu Czerwonego i wracając do tego miejsca. Plac to miejsce magiczne. Otaczają go: Brama Zmartwychwstania, mauzoleum Lenina jako część Kremla, sobór Wasyla Błogosławionego i GUM, kiedyś „gosudarstwiennyj”, dziś „gławnyj”. Przed soborem stoi pomnik Minina i Pożarskiego, którzy poprowadzili pospolite ruszenie i usunęli polską załogę z Kremla w 1612 roku. Polacy zajęli go w 1610 roku po bitwie pod Kłuszynem.

Kreml trzeba obejrzeć wchodząc na jego teren trzy razy – do sali Diamentowej, Zbrojowni i na dziedziniec z kilkoma cerkwiami. Za każde wejście pobiera się osobną opłatę, która nie jest wcale niska. Kiedy mauzoleum Lenina jest otwarte, co zdarza się teraz coraz rzadziej, bo mumię nadgryza ząb czasu i wymaga ona częstszych zabiegów konserwatorskich, można zobaczyć zabalsamowane zwłoki wodza rewolucji Październikowej, która tak naprawdę była zwykłym zamachem stanu.

Plac Czerwony to serce Moskwy. Na nim odbywają się parady wojskowe z okazji Dnia Zwycięstwa. Tu bawi się cała stolica w Nowy Rok. Igristoje leje się strumieniami, muzyka gra, tłum wiwatuje i tańczy. Nie obywa się bez noworocznych życzeń. S nowym godom .Co prawda partia komunistyczna jest przeciwna takim ludycznym imprezom obok grobu Lenina, ale nie chce wypełnić jego ostatniej woli, by pochować go obok matki w Petersburgu. I ten obyczajowy pat nadal trwa.

Gławnyj Uniwersalnyj Magazin istnieje już 120 lat. Kiedyś kwitnący, dziś nieco podupadł. Pojawiła się konkurencja czyli galeria handlowa Ochotnyj Riad. Nazwa pochodzi od znajdującej się w pobliżu stacji metra. A galeria jak galeria. W jednym miejscu zgromadzono butiki oferujące wyroby dobrych zachodnich firm, co przekłada się bardziej na oglądanie niż zakupy, ale zawsze ten blichtr przydaje świetności Moskwy. W jednym z trzech znajdujących się barów przekąskowych można poznać nawet przewodniczkę po Moskwie. Bywające w zauważalnej liczbie studentki są chętne, by oprowadzić obcokrajowca po ciekawych miejscach stolicy. Kolacja w towarzystwie „guide” na przykład w cafe Puszkin albo Margericie na Patriarszych Prudach, gdzie podają najlepszą w Moskwie kawę, kończy zazwyczaj spacer. Patriarsze Prudy były kiedyś trzema stawami, w których hodowano ryby na carski stół. Dziś ostał się tylko jeden. Otoczony alejkami z ławkami, które zapraszają, by na nich spocząć i się zadumać. Choćby o powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”, której fragmenty akcji pisarz umieścił właśnie w tym miejscu. Tu Woland przysiadał się do ludzi wciągając ich w rozmowę, a Berlioz rozprawiał z Iwanem o nieistnieniu Chrystusa.

Bułhakow ma swoje muzeum. Ma też grób na cmentarzu Nowodziewiczym, gdzie spoczywają znamienici ludzie kultury i polityki. Zaraz przy wejściu poraża swoimi gabarytami miejsce spoczynku Jelcyna, obok wysmakowana rzeźbiarsko spiżowa postać na mogile Gorbaczowej. Jest też grobowiec Czechowa. Ten lekarz i znamienity dramaturg jest upamiętniony również poprzez swoje muzeum. Skromny jednopiętrowy dom, w którym zgromadzono sprzęty, meble i bibliotekę, jakie należały do pisarza. Nikt po mieszkaniu nie oprowadza. Pilnują go cztery babcie, które oferują zwiedzającym krótką historię nieruchomości i życiorys Antoniego Czechowa, spisane na dwóch kartkach – w języku rosyjskim i angielskim.

Nie ma też swojego miejsca pamięci bard wolnej Rosji, Włodzimierz Wysocki, jeden z trzech wielkich rosyjskich pieśniarzy. (Bułat Okudżawa też nie żyje, koncertuje nadal Aleksander Rozenbaum). Jego ostatnie mieszkanie w domu przy ulicy Mała Gruzińska było dostępne do zwiedzania, kiedy żyła jeszcze matka Wołodii. Dziś przypomina o nim tablica pamiątkowa, którą pokrywa bluszcz tak, że nie jest do obejrzenia. A naprzeciw domu Wysockiego znajduje się tak zwany polski kościół pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP, który niedawno stał się znów świątynią. Konfiskując go na potrzeby przemysłu, Rosjanie ulokowali nim zakłady metalowe. Pierestrojka sprawiła, że po wielu latach starań udało się odzyskać obiekt na potrzeby moskiewskich katolików. Nie tylko są nimi Polacy. Wypełniając swoją misyjną powinność pracujące tam siostry narażają się na posądzenie o prozelityzm.

Jak każde szanujące się miasto Moskwa też ma swój deptak. Jest nim sławny stary Arbat. To tak dla odróżnienia od Nowego Arbatu, który dawniej nazywał się Prospektem Kalinina. Tego przewodniczącego Rady Najwyższej w okresie panowania Józefa Stalina skutecznie wycięto ze świadomości moskwian. Nie ma muzeum Kalinina, nie ma mostu. Ale nadal jest Kaliningrad, a w tym mieście przed dworcem Południowym (Jużnym) rozciąga się plac nazwany imieniem patrona grodu nad Pregołą.

Wróćmy do Moskwy, na Arbat. Do późnych godzin wieczornych przelewa się przez niego tłum spacerowiczów. Jeśli chce się zobaczyć najbardziej urodziwe krasawice, to tylko na tej ulicy. Chadzają po kilka w grupie. Chłopaków jak na lekarstwo. Może mają inne zajęcia. Może piją, co wcale nie jest niczym niezwykłym. Tak jest i na Twerskiej, która nigdy nie kładzie się spać. Żyje całą dobę. Zapraszają kasyna, których po decyzji Putina zostało mniej, ale są za to kluby nocne, gdzie każdy może za spore pieniądze znaleźć coś dla siebie. I oczywiście wspomniane już diewoczki. Bywają ich dosłownie tłumy. Zwłaszcza w ciepłych porach roku.

To coś dla ciała. Dla ducha jest prawosławie. W ostatnich czasach przeżywa niezwykły renesans. Władza jest z hierarchią Kościoła, hierarchia z władzą. Putin i Miedwiediew są zawsze w cerkwi Chrystusa Zbawiciela na uroczystościach w czasie świąt. Putin co prawda nie zawsze przestrzega zasad obowiązujących prawosławnych (spektakularny rozwód z żoną), ale takim wydaje się być w sposób deklaratywny. A chram powstał na mocy dekretu Jelcyna. Chciał on przywrócić stan sprzed lat, kiedy na rozkaz Stalina cerkiew zburzono. Dziś jest to największa świątynia prawosławna w Rosji. Widać ją dokładnie oglądając panoramę Moskwy na przykład z Pokłonnoj Gory. Wtedy także można dostrzec „siedem cór Stalina” czyli budynki przypominające sylwetką nasz Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Mieszczą się w nich: Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Uniwersytet Łomonosowa, hotel Ukraina, hotel Leningradzki oraz Ministerstwo Transportu. Dwa to zwykłe domy mieszkalne.

O Moskwie można by pisać jeszcze dużo. O jej wyjątkowości i niezwykłości. O zabytkach, teatrach, parkach, muzeach, pomnikach, metrze, handlu, gastronomii, komunikacji… Taki krótki reportaż zawiera tylko te refleksje autora, które nasuwają się i kojarzą mu z hasłem „Moskwa”. Tekst nigdy nie odda rzeczywistości. To trzeba samemu posmakować. Kiedy bywa się wiele razy w tym mieście, to i tak za każdym razem odkrywa się go na nowo. Bo taka jest stolica Rosyjskiej Federacji. Teraz jest pewne ale. Polacy nie mogą wjeżdżać do Rosji, tak jak Rosjanie do Polski. Przez wojnę. Czy tak być musi? Jest takie powiedzenie: „Nie ma złych narodów, są tylko ludzie”. I niech to posłuży za komentarz do tego artykułu.

Krzysztof Antoń

Proszę, czytaj również na portalu: netka.gda.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *