Źródło ilustracji: Krzysztof Antoń.
W naszym cywilizowanym świecie wielu ludzi nie mogąc poradzić sobie z tym wszystkim, co ich otacza – problemami dnia codziennego, chorobą, kłopotami wyzierającymi zewsząd – decyduje się na krok ostateczny czyli na samobójstwo.
Statystycznie licząc w ciągu roku ponad 5 tysięcy Polaków odbiera sobie życie. Dziennie to około 15 osób. Tyle też mniej więcej ginie na miejscu w wypadkach drogowych. Ile jest samobójczych prób nieudanych – trudno wyliczyć. Jedni mówią, iż co dziesiąty zamach na swoje życie jest udany, inny że co dwudziesty.
W naszej powojennej historii rekordowy był rok 1992, kiedy popełniono 5453 samobójstwa, a od tego czasu nastąpiła pewna stabilizacja i liczba ta oscyluje wokół 5. tysięcy.
Decydujących się na samobójstwo można podzielić na trzy grupy. Pierwsza – ludzie stosunkowo młodzi, mający różne problemy rodzinne w swoim środowisku. Często uzależnieni od alkoholu czy narkotyków. Druga – ustabilizowani, po trzydziestce, którym rozpada się dotychczasowy układ: tracą pracę albo opuszcza ich współmałżonek. Trzecia – gdy pojawia się syndrom niepotrzebności. Dzieci opuściły już rodzinny dom i na emeryturze jest dużo czasu na rozważanie nad swoim życiem. Zaczyna dostrzegać się samotność; traci się cele, do których można dążyć. Samobójstwo może być również skutkiem stanu psychicznego związanego z utratą kogoś bliskiego – bo zmarł, zginął, odszedł z innym lub inną (to dotyczy także nastolatków – ta zawiedziona miłość) i tragedia gotowa.
Samounicestwieniu sprzyjają też bieda, konieczność różnego rodzaju wyrzeczeń, nie tylko zresztą materialnych. Także stan ciągłej frustracji, beznadziejności, bezsilności. Zawsze tak było w czasach kryzysów ekonomicznych, że ludzie, których firmy plajtowały, kiedy tracili majątki czy drastycznie obniżał im się poziom życia, uciekali w śmierć, jako jedyne – ich zdaniem – wyjście z sytuacji. Ową prawidłowość można było zaobserwować wśród tych naszych obywateli, którzy w następstwie na przykład powodzi czy pożaru utracili cały dorobek życia i nie wierzyli, że uda im się to wszystko odbudować. Nie tylko w sensie dosłownym. I dlatego konieczna stała się tu pomoc psychologów i psychiatrów.
Trzeba starać się zrozumieć, choć nie do końca, kogoś ,kto pozbawia się życia, bo: utracił pracę i możliwość zapewnienia rodzinie godziwych warunków życia, bo nie może znieść dłużej wyczerpującej jego siły choroby (eutanazja?), bo znalazł się w dołku na skutek sytuacji w małżeństwie.
Jak ocenić młodzieńcze próby samobójcze? Młody człowiek wypija roztwór kwasu solnego, bo zostawiła go dziewczyna; nastolatka podcina sobie żyły, ponieważ jej chłopak znalazł sobie inną; maturzystka połyka dwie fiolki środków nasennych, gdy rodzice nie kupili jej butów, jakie chciała. To są przypadki z gatunku incydentalnych; według otoczenia, nielogicznych. Ale w większości przyczyny samobójstw wśród nastolatków i dzieci są inne – odrzucenie, hejt, nieakceptacja rówieśnicza czy jako forma wołania o pomoc.
Przeliczając przyczyny na procenty można dojść do zaskakujących wyników.
Najwięcej, 18 procent samobójstw ma podłoże ekonomiczne. Potem idą choroby psychiczne – 16 (depresja!). Dalej nieporozumienia rodzinne – 13, przewlekła choroba – 10, zawód miłosny – 2, kłopoty w szkole – 1. Nie udaje ustalić się przyczyny 40 % samobójstw.
Mówi się, że w wielu przypadkach nie ma jednego powodu, dla którego człowiek odbiera sobie życie. Jest ich wiele, wzajemnie się nakładających. Taki stan może trwać miesiącami, latami… Odporność organizmu na stres ma swoje granice, następuje wyczerpanie możliwości adaptacyjnych i pojawia się coś, co nazywa się dezorganizacja osobowości. I wtedy właśnie…
Jest rzeczą ciekawą, że w trudnych dla całych społeczeństw czasach, jak wojna, stan wyjątkowy też, liczba samobójstw spada. Podobnie było w Polsce w stanie wojennym. Wystarczy spojrzeć na statystyki z lat 1981 – 1983, by znaleźć potwierdzenie tej tezy.
Po prostu – nikt wtedy nie myśli o ucieczce od życia. Wręcz odwrotnie. Ludzie „zwracają się ku sobie”, razem przeżywają emocję związane z wydarzeniami społecznymi. Nie ma czasu ani nastroju, by zajmować się analizą swojej prywatnej sytuacji.
Gdyby opracować modelowy wizerunek polskiego samobójcy, to wyglądałby on tak: mężczyzna około 40 letni, pochodzący ze wsi lub małego miasteczka, mający wykształcenie nie więcej niż zawodowe, o niskich dochodach. Wynikać z tego może, że samobójstwa popełniają przede wszystkim ludzie ubodzy i mało wyedukowani, co nie jest prawdziwe do końca. Odbierają sobie życie ludzie wykształceni, niebiedni. Na świecie samobójstwa zdarzały się wśród laureatów Nagród Nobla, światowej sławy artystów, zwłaszcza show biznesu; pisarzy, wojskowych i polityków.
Oceniając sposoby, jakimi zdesperowani Polacy rozstaja się z życiem, na pierwszym miejscu wymienia się powieszenie. Jest to sposób najprostszy – sznur, pasek, kabel są łatwo dostępne. Inne metody – rzucenie się pod pociąg, skok z wysokości, otrucie, podcięcie żył, utonięcie, postrzał z broni, porażenie prądem, umyślny wypadek samochodowy zdarzają się w różnych odsetkach w zależności od wielu czynników.
Czy wszyscy ci ludzie muszą tracić życie?
Czasem takiemu samobójcy in spe wystarczy bardzo niewielka pomoc, by zrezygnował ze swego zamiaru. Wysłuchanie jego skarg, poznanie problemów, co przecież nie jest trudne dla drugiej osoby, zazwyczaj spełnia swoje zadanie. Wielu tych nieszczęść można by uniknąć, gdyby rodzina, otoczenie przyjrzeli się kłopotom desperata. Często próba samobójcza jest typowym „wołaniem o pomoc”, próbą zwrócenia uwagi na siebie, swoje problemy.
Ilość samobójstw świadczy o kondycji społeczeństwa , podobnie jak liczba rozwodów, alkoholizm, prostytucja i wiele innych wskaźników „nieuporządkowania”.
Dość długo Kościół zajmował dość wstrzemięźliwe stanowisko wobec samobójców, by nie powiedzieć nieakceptujące. Obecnie ten, raczej nieprzychylny przedtem, stosunek uległ zmianie. Warunkowo można chować owych desperatów w poświęconej ziemi, ponieważ uznaje się, że ich czyn został dokonany w stanie zaburzonej świadomości co do zdolności pojmowania jego skutków, także pojęcia czynu grzesznego. I coś w tym jest. W głęboko wierzących narodach, takich jak Hiszpania czy Irlandia, liczba samobójstw jest relatywnie niska. Wynika to z faktu, iż ludzie naprawdę religijni nie odbierają sobie życia. Ale nie zawsze wyznawane zasady etyczne i moralne są w stanie zapobiec nieszczęściu.
W całym obecnym świecie obserwuje się załamanie systemu wartości. Na czoło wysuwa się model konsumpcyjny – pogoń za pieniądzem i zaspokajanie coraz większych potrzeb materialnych. Maleje też cena życia. Mają w tym udział media, zwłaszcza elektroniczne, które eksponują nazbyt często – bo to się dobrze sprzedaje – akty terroru, katastrofy, wizerunki z toczących się wojen i konfliktów zbrojnych. To sprawia, że podświadomie pogłębia się stan beznadziejności. Ten stan wyjaśnia poniekąd sukcesy w działaniu różnych formacji religijnych czy nawet sekt.
W przeciwieństwie do innych krajów, choćby Wielkiej Brytanii, próby samobójcze w Polsce nie były karane. Nie są i dzisiaj. Nikt nie traktuje nieudanego samobójstwa jak próby zabójstwa. Ale nasz kodeks karny penalizuje namowę, zmuszanie i pomoc samobójcy. Ta wspomniana już eutanazja. Przewiduje za takie przestępstwo karę do 5. lat więzienia. Karane jest także nieudzielanie pomocy osobie będącej w sytuacji zagrażającej życiu.
Trudno dziś wyrokować, jak problem „samobójstwa” będzie wyglądał w Polsce w przyszłości. Być może będzie tu pomocna instytucja psychoanalityka, rodzinnego psychologa czy psychiatry, co istnieje już dawno choćby w USA. Jaka jest teraźniejszość – każdy widzi. Nie na wszystko jest dość funduszy. Na razie musi wystarczać samopomoc rodzinno – przyjacielsko – koleżeńska. Ale i o nią też nie zawsze jest łatwo.
Krzysztof Antoń
Proszę, czytaj również na portalu: netka.gda.pl