Na zdjęciu: Pozostałości kościoła w Trzęsaczu. Stan z września 2017 roku. Fot. Kazimierz Netka.
Od Świnoujścia po Krynicę Morską rok temu Bałtyk zniszczył polskie wybrzeże. Straty trudno wyliczyć. Tylko na Westerplatte, naprawa uszkodzeń szacowana była przez uczestniczące w przetargu firmy na kilkanaście milionów złotych Tyle żądały za odbudowę, zniszczonej przez sztormy w styczniu 2017 roku, promenady, długości nieco ponad pół kilometra. A zbudowano ją niedawno, bo kilka lat temu.
Następstwa zmian klimatu na Ziemi mają odzwierciedlenie w postaci zniszczeń na naszym morskim wybrzeżu… i w Borach Tucholskich.
Na zdjęciu: Stan wybrzeża Westerplatte z lutego 2017 roku. Fot. Kazimierz Netka
To, co stało się na początku stycznia 2017 roku na styku Polski i Bałtyku, było jednym z największych kataklizmów spowodowanych na naszym wybrzeżu przez wodę od blisko 200 lat. To znaczy, że wcześniej, katastrofy przyrodnicze były jeszcze większe. Niezwykle cennym źródłem wiadomości na ten temat są nie tylko urzędowe rejestry, które posiada na przykład Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej Oddział Morski w Gdyni, ale też przekazywane z pokolenia na pokolenie opowieści, a także znaki na budynkach, na urządzeniach przeciwsztormowych, przeciwpowodziowych.
Przygotowujmy się więc na najgorsze. Nie tylko nad Bałtykiem, ale również w głębi Polski. Europy, świata. Zmiany klimatyczne, czyli wzrost temperatury powietrza, mogą na Ziemi poczynić znaczące inne zmiany i nie wszędzie będą one dla nas dobre.
Musimy się do tych zmian przystosować. I to w Polsce robimy. Prawdopodobieństwo występowania takich zdarzeń jak atak Bałtyku na Polskę rok temu, jest bowiem coraz większe.
W zeszłym roku, czyli w 2017, w Polsce zaczęto realizować dwa ważne dla ochrony przed następstwami globalnych zmian temperatury, projekty. Jeden to „Opracowanie planów adaptacji do zmian klimatu w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców” zwany w skrócie: „Wczujmy się w klimat” lub „MPA” (Miejskie Plany Adaptacji), a obejmujący 44 miasta. Nazwa drugiego projektu brzmi: CLIMCITIES – co jest skrótem nazwy: „CLIMate change adaptation in small and medium size CITIES”, czyli „Adaptacja do zmian klimatu w małych i średnich miastach” w Polsce. Przedsięwzięcia realizowane w ramach CLIMCITIES dotyczą miast o liczbie mieszkańców od ok. 50 tys. do 99 tys. oraz mniejszych.
Twórcą obydwu projektów jest Ministerstwo Środowiska, a koordynatorem – liderem – realizacji: Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy.
Niemal co miesiąc kataklizmy przyrodnicze atakują Polskę kataklizmy przyrodnicze. Coraz bardziej zdecydowanie napiera na nas Bałtyk, czyniąc szkody od Świnoujścia i granicy z Niemcami na zachodzie, po Krynicę Morską i granicę z Rosją na wschodzie. Bronić się musi, przed sztormami, nawet Westerplatte. To nie nowość; bo symbolem agresji „morza w sercu Europy” może być nie tylko ów historyczny kawałek Gdańska: Pole Bitwy Westerplatte, ale też na zachodzie polskiego wybrzeża Bałtyku, miejscowość Trzęsacz.
Jeszcze kilka lat temu, Trzęsacz był jednym z nielicznych miejsc nad Bałtykiem, gdzie sztormy dawały się tak bardzo we znaki. Drugim była Jastrzębia Góra, trzecim Półwysep Helski. Na początku stycznia 2017 roku, morze zaatakowało w bardzo wielu miejscach, w tym na Westerplatte – umocnionym kilka lat wcześniej.
Jednak, o tym, że nasze morze jest groźne, wiedziano już od bardzo dawna. Są tego opisy. Zebrania wiadomości na temat jednej z takich katastrof, dokonała redakcja czasopisma „Nieznany Świat” publikując (w nr 10 z 2003 roku) artykuł pt. „Przeklęta noc Winety”, a napisał ten artykuł Marek Boszko Rudnicki . Publikacje tę przekazał nam red. Marek Rymuszko – redaktor naczelny „Nieznanego Świata”.
Źródło ilustracji: Redakcja „Nieznany Świat”.
Jeśli historia ta jest prawdziwa, mielibyśmy do czynienia ze słowiańską mini Atlantydą – napisał w „Nieznanym Świecie” Marek Boszko Rudnicki. – Tajemniczym miastem nad Bałtykiem, po którym – wskutek kataklizmu – zaginął wszelki ślad.
Była listopadowa noc, kiedy wybrzeże Bałtyku zaatakował nagły i tak gwałtowny sztorm, że wody morza wdarły się głęboko w głąb lądu, nie dając ludziom szans na ucieczkę. Olbrzymie fale zmiotły z powierzchni ziemi domy, mury i wszelkie zabudowania Vinety. Ani jeden mieszkaniec nie uszedł z życiem. Tak w kilka godzin uległo zagładzie miasto ze swoją wspaniałością i okazałością. Ruiny jego spoczywają do dziś na dnie morza. Gdy się płynie przy spokojnej pogodzie i czystej wodzie nad zatopionym miastem, widzi się fundamenty domów i zarysy ulic. Było to jednak możliwe ponoć jeszcze w XVI wieku. Później już nie – napisał red. Marek Boszko Rudnicki. – Uważa się, że katastrofa nastąpiła przed około dziesięcioma wiekami. Kiedy dokładnie – nie wiadomo. Podobnie mało wiemy o samym grodzie. Miało to być miasto – republika. Potężnie ufortyfikowane, żyjące z handlu z całym ówczesnym światem, do którego zawijali nawet kupcy z Dalekiego Wschodu – napisał Marek Boszko Rudnicki.
Nie wiadomo też, gdzie Vineta się znajdowała. Najprawdopodobniej – w rejonie ujścia Odry – dowiadujemy się z artykułu w „Nieznanym Świecie”.
Na zdjęciu: Fragment prezentacji pokazywanej w Multimedialnym Muzeum na Klifie w Trzęsaczu. Fot. Kazimierz Netka
Jak współcześnie Bałtyk pożera budynki – możemy zobaczyć, około 45 kilometrów na wschód od Międzyzdrojów, od wyspy Wolin, na której prawdopodobnie istniała Vineta. Owym miejscem, w którym można poznać przebieg współczesnej agresji morza, jest letnisko Trzęsacz, w gminie Rewal. Mieliśmy okazję dokładniej przyjrzeć się temu procesowi, dzięki Jadwidze Karłowskiej van Bergen – właścicielce Dworku Prawdzic w Niechorzu; dzięki Maciejowi Łozdowskiemu – głównemu specjaliście ds. marketingu i promocji Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej Gminy Rewal. A w Trzęsaczu przekonaliśmy się, że zachłanny Bałtyk żadnej świętości się nie boi! Pochłonął już prawie cały kościół. Warto obejrzeć na własne oczy rozmiar owego niszczenia! Wiele wiadomości uzyskaliśmy w Multimedialnym Muzeum Na Klifie, prowadzonym przez Katarzynę Jagiełło – córkę założyciela tego niezwykłego Muzeum, którego ciąg dalszy jest teraz, a także w przyszłości. To muzeum tego, co może się wydarzyć, nie tylko w Trzęsaczu, ale również w wielu innych miejscach nad Bałtykiem…
Przez Trzęsacz przebiega południk 15 stopni, wyznaczający czas środkowoeuropejski. Ruiny średniowiecznego kościoła znajduj,ą się niemal dokładnie na tym południku. Świątynia ta, gdy powstawała, w XII wieku, była trzecim na Pomorzu chrześcijańskim kościołem. Postać murowaną uzyskała w XV wieku. W połowie XVIII wieku krawędź urwiska była od kościoła oddalona zaledwie o niecałe 60 metrów. Ostatnią mszę odprawiono w tym kościele w 1874 roku.
Na zdjęciu: Fragment prezentacji pokazywanej w Multimedialnym Muzeum na Klifie w Trzęsaczu. Fot. Kazimierz Netka
Jak do zniszczenia świątyni doszło? Oto legenda, podana na stronie internetowej muzeumtrzesacz.pl : tysiąc lat temu rybacy schwytali i uwięzili córkę króla Bałtyku. Przetrzymywali ją przy plaży. Królewna zmarła., a jej ojciec postanowił się zemścić. Woda, na polecenie swego władcy, zabierała ląd i wszystko co na nim; także kościół. Do dzisiaj pozostał jedynie kawałek jego południowej ściany i to dzięki milionom złotych wydanych na umocnienie stromego i wysokiego brzegu, na którym stoi świątynia.
Kościół w Trzęsaczu stał się symbolem ataku Bałtyku na ląd. 2 kilometry w ciągu kilku wieków, średnio 400 metrów na sto lat – z taka prędkością Bałtyk wdziera się w Polskę.
Podobnie jak o Vinecie, opowieści o atakach Bałtyku przekazywane były także wśród Słowińców, mieszkających na Pobrzeżu Słowińskim, między innymi wokół jeziora Łebsko i na Mierzei Łebskiej – krainie wydm ruchomych.
Na zdjęciu: Brzeg, podmyty przez Bałtyk na Mierzei Łebskiej. Fot. Kazimierz Netka
Wydmy wędrują czasami nawet z prędkością 20 metrów na rok. Słowińcy ze Starej Chusty – jednej z miejscowości na Mierzei Łebskiej – musieli przed nimi uciekać. Przeprowadzili się do Żarnowskiej, po drugiej stronie jeziora. Byle dalej od pochłaniających wszystko piaszczystych potworów, wyłażących z morza.
Nie tylko pod piachami znikały domostwa Słowińców. Około dwa wieki temu, ich ziemie na południowej stronie Jeziora Łebsko, zostały zalane – wskutek wykopania kanału między jeziorem i morzem. Podczas silnego sztormu, czegoś w rodzaju tsunami, tym kanałem Bałtyk wlewał się do Jeziora Łebsko – mówiła Katarzyna Sitkowska pracownik naukowy Słowińskiego Parku Narodowego, podczas naukowej sesji wyjazdowej sesji naukowej Pomorskiego Sejmiku Krajoznawczego z cyklu „Mijające krajobrazy Polski”. Zatopione zostały siedliska ludzi na południe od jeziora. Projektant tego kanału został ukarany. Skazano go na dożywotnią służbę wojskową w stopniu szeregowca.
Dzisiaj naukowcom udało się wyjaśnić przyczyny tego nieszczęścia. Tsunami powstało wskutek ruchów tektonicznych pod dnem Bałtyku, w rejonie wyspy Bornholm. Z głębi Ziemi zaczął gwałtownie wydobywać się gaz powodując powstanie dużych fal. Odgłosy, które się przy tym rozlegały, przypominały pomruki niedźwiedzia. Dlatego, ten atak morza nazwano Sztormem Niedźwiedzia. Mówi się też o tym zjawisku: Morski Niedźwiedź. Pojawiał się on także kilkaset lat wcześniej.
Morze zabiera ląd, ale czasami go odbudowuje. Tak też powstawały ruchome wydmy na Mierzei Łebskiej. Teraz jednak Bałtyk dostarcza coraz mniej tego budulca na Mierzeję Łebską. Wydmom ruchomym zaczyna brakować piachu; robią się coraz mniejsze…
Na zdjęciu: Umocniony brzeg w Jastrzębiej Górze/ Fot. Kazimierz Netka
Jeszcze dalej na wschód, siłę agresji Bałtyku można docenić w Jastrzębiej Górze. Tam po raz pierwszy zaczęto eksperymentować z wzmacnianiem wybrzeża klifowego tzw. gabionami. Niestety, nie zawsze ta metoda obrony przed sztormami jest skuteczna. Najdalej na północ wysunięty polskie lądowe terytorium, czyli przylądek Jastrzębia Góra, cofa się.
Cierpi też cypel Półwyspu Helskiego. Sztorm zniszczył to, co kilka lat temu zbudowano – kładkę dla pieszych ponad roślinnością na wydmach, na cyplu półwyspu w Helu.
Na zdjęciu: Brzeg, niszczony przez Bałtyk w Gdyni. Fot. Kazimierz Netka
W Gdyni miejscem, gdzie najlepiej widać skutki ataków Bałtyku na Polskę, jest klifowe wyrzeże w Gdyni Orłowie i Redłowie.
Na zdjęciu: Tablice informacyjne na Westerplatte. Fot. Kazimierz Netka
Na zdjęciu: Tak wyglądał brzeg Westerplatte 18 stycznia 2013 roku – po zakończeniu prac, wspieranych finansowo z funduszy unijnych. Fot. Kazimierz Netka.
Kolejnym dowodem naporu morza na Polskę, jest to, co dzieje się na Westerplatte, w Gdańsku. Tam Bałtyk pokazał, że w jednej chwili może zniszczyć to, co za wiele milionów złotych zbudowaliśmy.
Na zdjęciu: Stan wybrzeża Westerplatte z lutego 2017 roku. Fot. Kazimierz Netka
Przewidywania są niezbyt pocieszające. Gdańsk niecałe 200 lat temu, został zalany; a jak wysoko sięgała woda w stolicy województwa pomorskiego – pokazuje to znak na jednym z zabytkowych spichrzów, na Wyspie Ołowianka.
Na zdjęciu: Zalana przystań promu na Motławie w Gdańsku – w styczniu 2017 r. To efekt tzw. cofki, czyli skutek ataku Bałtyku na ląd i wpłynięcie wody morskiej rzeką Motławą do centrum Gdańska. Fot. Kazimierz Netka
Na zdjęciu: Na murze po prawej stronie: znaki poziomów powodzi – zalania Gdańska, znajdujące się nad Motławą, na jednym ze spichlerzy należących do Narodowego Muzeum Morskiego. Fot. Kazimierz Netka
Czy taka sytuacja, z I połowy XIX wieku (z 11 kwietnia 1829 r.), może się powtórzyć? Jest to bardzo prawdopodobne, a zalane przez Bałtyk mogą zostać również inne nadmorskie miasta, a także Żuławy. Jak daleko sięgnie morska powódź – pokazują mapy zagrożenia powodziowego i mapy ryzyka powodziowego od strony morza, w tym od morskich wód wewnętrznych, opracowywane przez Urząd Morski w Gdyni – dla obszaru, który podlega temu Urzędowi. To ostrzeżenie nie tylko dla Gdańska, ale też dla Gdyni, Sopotu i Elbląga, a także terenów przybrzeżnych w tym mierzei Wiślanej i dużej części Żuław.
Na ilustracji: Fragment mapy zagrożenia powodziami od strony Bałtyku. Źródło: Urząd Morski w Gdyni.
W specyficznej sytuacji jest Mierzeja Wiślana na odcinku, gdzie z jednej strony przylega do niej Zatoka Gdańska, a z drugiej – Zalew Wiślany, zwany tez Morzem Wiślanym. W styczniu 2017 roku Zatoka Gdańska tak zaatakowała, że fale wpełzły do Krynicy Morskiej, poprzez dość wysokie wydmy. Od strony Morza Wiślanego nie jest wcale bezpieczniej. Woda w tym akwenie, podpiętrzona podczas wiatru z północnego wschodu, zalewa nisko położone tereny nie tylko przy mierzei, np. w Krynicy Morskiej, ale też na przeciwległym brzegu Zalewu Wiślanego, u podnóża Wysoczyzny Elbląskiej. W rejonie Elbląga, na Żuławach, wlewa się na tereny depresyjne i je zatapia. Co to znaczy zatapia i jakie są tego konsekwencje? To znaczy, że woda z terenów depresyjnych sama nie odpłynie po powodzi. Trzeba ją stamtąd wypompować…
Kazimierz Netka
Brawo Kazimierz, masz znakomite zdjęcia przemawiające do wyobraźni…