Pogotowie ratunkowe, jak nazwa wskazuje, ma ocalać ludzi. Potwierdzaniem tego, że ofiara wypadku nie żyje, powinien zajmować się kto inny, na przykład specjalny lekarz medycyny sądowej
Wielkie zmiany zachodzą w ratownictwie medycznym
W Polsce, zamiast lekarzy pogotowia ratunkowego, do nagłych zgonów będą jeździć koronerzy i wystawiać zaświadczenia o śmierci. Chodzi o to, by lekarze nie byli angażowani do załatwiania takich formalności. Oni mają życie ratować, a nie dokumentować jego utratę.
Nieraz bywa tak, że lekarz z karetki pogotowia stwierdza zgon, a po kilku godzinach osoba, uznana za zmarłą – ożywa. Czasami już w kostnicy, kilkanaście godzin później, gdy już zostaje wystawiony urzędowy akt zgonu. Dla rodziny jest to szok, radość. Dla lekarza, który wydał orzeczenie – wielkie poczucie winy. A nierzadko do takich zdarzeń dochodzi wskutek pośpiechu, gdy ekipa pogotowia jest wzywana do kolejnego wypadku.
To ma się zmienić. Sprawdzaniem, czy rzeczywiście ktoś już nie żyje, mają w Polsce zajmować się koronerzy – specjalnie przeszkoleni lekarze, zatrudniani np. przez starostów. Koronerzy pracują w wielu krajach; np. w Ameryce i w Europie zachodniej; zajmują się najczęściej przypadkowymi, nagłymi zgonami.
W Polsce o konieczności powoływania koronerów mówi się od dawna. Dyskusja ta ożyła w związku ze znowelizowaniem ustawy o państwowym ratownictwie medycznym. O koronerach oraz o reformie ratownictwa była mowa w Pomorskiem w środę, 21 lipca 2015 roku, podczas posiedzenia Komisji Samorządu Terytorialnego i Bezpieczeństwa Publicznego Sejmiku Województwa Pomorskiego
Na zdjęciu: Posiedzenie Komisji Samorządu Terytorialnego i Bezpieczeństwa Publicznego Sejmiku Województwa Pomorskiego, poświęcone ratownictwu medycznemu.
W Pomorskiem realizowane są pilotażowe programy, związane z usprawnianiem państwowego ratownictwa medycznego (PRM). To dowód uznania centralnych władz dla dokonań pomorskiego ratownictwa, dla zapewniania tutaj bezpieczeństwa i sprawności zarządzania kryzysowego.
W Pomorskiem mają być dwa rejony operacyjne państwowego ratownictwa medycznego. Jedna dyspozytornia medyczna będzie funkcjonowała w Gdańsku, przy ul. Sosnowej, w zespole obiektów Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej. Druga zostanie zlokalizowana w Słupsku, przy tamtejszym Pogotowiu Ratunkowym. Obydwie mają ściśle współdziałać z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym.
Obecnie, w razie masowego wypadku w Pomorskiem lub w województwach sąsiednich, z licznymi osobami poszkodowanymi, można zmobilizować sześć śmigłowców, a każdy z nich weźmie na pokład 6 rannych. Śmigłowce te stacjonują w woj.: pomorskim, zachodniopomorskim, kujawsko – pomorskim i warmińsko – mazurskim. Żeby taki system dobrze funkcjonował, muszą istnieć całodobowe lądowiska przy szpitalach oraz sprawie funkcjonujące szpitalne oddziały ratunkowe.
PRM w Pomorskiem dysponuje ponad 80 zespołami ratowniczymi, z tego ponad 30 to zespoły specjalistyczne, a pozostałe – podstawowe. Istnieją też sezonowe karetki pogotowia wodnego w Pucku i Sopocie oraz dwa motocyklowe pogotowia: w Gdańsku i w Pruszczu Gdańskim. 70 procent zasobów ratownictwa znajduje się na obszarze najbardziej zurbanizowanym, czyli głównie w Trójmieście.
Najgorzej jest na zachodzie województwa pomorskiego, bo tam jest niewielkie zurbanizowanie i w związku z tym najmniej karetek. W celu poprawy sytuacji, wprowadzono dodatkowo lądowisko w rejonie Koszalina, na razie do 30 października.
Na zdjęciu: Miejsce pod budowę lądowiska dla helikopterów na terenie szpitala przy ul. Nowe Ogrody, w centrum Gdańska.
Niestety, różnie bywa z lekarzami. Zdarza się, że w tym samym czasie, co ma być obecny w karetce pogotowia – w zespole wyjazdowym, lekarz pełni dyżur w szpitalu, albo w niepublicznym zakładzie opieki zdrowotnej. Sporo czasu lekarzowi pogotowia zajmuje załatwianie formalności z w przypadku zgonu człowieka, podczas wypadku. Chodzi tu nie tylko o stwierdzenie, że człowiek zmarł, ale też o wypełnianie odpowiedniej dokumentacji. To czasami zajmuje kilkadziesiąt minut i tak długo lekarz nie może ratować ludzi, zajęty załatwianiem formalności przy zmarłym.
To powinno się zmienić. Jak zapowiedział Ryszard Sulęta, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, mają zostać powołani lekarze – koronerzy, specjalnie zatrudniani po to, by stwierdzali czy rzeczywiście doszło do zgonu, zwłaszcza wskutek nieszczęśliwych zdarzeń. Lekarz ratujący ludzi będzie mniej absorbowany w takich sytuacjach.
Przy wprowadzaniu koronerów, uwzględniane będą także ich działania na obszarach wodnych. Zostanie utworzony karawan morski – wodny, na którym będzie znajdował się lekarz – koroner, a także prokurator, policja. Teraz dokładnie nie wiadomo, kto ma podejmować się zwłoki z wody. Robi to Straż Graniczna, ale czy Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa też ma się tym zajmować? To są instytucje powołane raczej do ochrony, obrony, do ratowania.
Lekarze w Polsce podkreślają, że stwierdzanie zgonów nie jest świadczeniem zdrowotnym, więc NFZ tego nie finansuje. Działając według umowy z NFZ, lekarz rodzinny nie może w godzinach pracy zostawić pacjentów, by stwierdzić zgon człowieka w miejscu nieraz dość odległym od obszaru jego działania lekarskiego. Nie może być tak, że pogotowie ratunkowe z lekarzem, zamiast śpieszyć do wypadku, pojedzie do zmarłego, by urzędowo stwierdzić, że już nie żyje. Gdy lekarz będzie się śpieszył – może okazać się, że swój werdykt wyda nietrafnie i człowiek, uznany za nieżywego, w kostnicy dojdzie do siebie. Takie przypadki już miały miejsce. Bywało w Polsce, że został wydany akt zgonu przez kierownika Urzędu Stanu Cywilnego. Formalnie więc człowiek już nie żył; ale „zmartwychwstał”. Prokuratura wystąpiła z wnioskiem do sądu, by uznanego za zmarłego, a jednak żyjącego człowieka, prawnie przywrócić do życia.
Propozycja uwolnienia lekarzy pogotowia ratunkowego od obowiązku sprawdzania, czy człowiek zmarł, to jeden z wielu wniosków dotyczących usprawniania funkcjonowania państwowego ratownictwa medycznego. Zmodernizowany system powinien wiązać się z możliwością powstania nowych zespołów ratownictwa medycznego. Jednak, karetka musi mieć gdzie rannego dowieźć. Kiedyś przyjmowały chorych SOR-y – szpitalne oddziały ratunkowe. SOR-y zostały zlikwidowane. Dlatego, wojewoda pomorski proponuje utworzenie ratowniczych izb przyjęć – służących państwowemu ratownictwu medycznemu.
Załogi karetek samochodowych przekazują rannych także do samolotów. Żeby samolot mógł zabrać rannego do szpitala, najpierw na miejsce zdarzenia musi dojechać karetka z lekarzem. Tymczasem, nawet dotarcie samochodem na miejsce wypadku nie jest takie proste. Na terenach wiejskich niełatwo znaleźć wskazany adres. Tak było niedawno w powiecie bytowskim, gdy trzeba było udzielić pomocy chłopcu, którego poraniła kosiarka.
Do rannych, do wypadków, wysyłane są karetki typu S i karetki typu P. Te pierwsze, czyli „S” – to według ustawy o państwowym ratownictwie medycznym zespoły specjalistyczne, w skład których wchodzą co najmniej trzy osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym lekarz oraz pielęgniarka lub ratownik medyczny. Natomiast „P” – to zespoły podstawowe, w skład których wchodzą co najmniej dwie osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym pielęgniarka lub ratownik medyczny. Podstawową troską samorządowców, zwłaszcza tych na terenach słabo zaludnionych i w niewielkim stopniu zurbanizowanych np. w powiecie bytowskim i w okolicach Miastka, jest to, by w mieście została karetka, w której jeździ do wypadków lekarz.
Zmiany zajdą też w telefonach alarmowych. Za kilka lat Pomorskie ma przejąć obowiązki koordynatora ONA 112 w północnej Polsce, od Białegostoku po Szczecin. Niewykluczone, że od przyszłego roku znikną dotychczasowe tzw. „9” – alarmowe numery telefonów, które były powszechnie używane przed ustanowieniem numeru 112.
Żeby ratownictwo mogło dobrze funkcjonować w Polsce, potrzebne jest jeszcze co najmniej jedno usprawnienie. Chodzi o ustanowienie w powiatach całodobowych centrów zarządzania kryzysowego. W miastach jest wiele wydarzeń, w stosunku do których nie ma potrzeby angażowania tak wyspecjalizowanych służb jak straż pożarna. Chodzi o to, co dzieje się w dziedzinach podlegających inżynierowi miasta, np. w gazownictwie, telekomunikacji, utrzymaniu odpowiedniego stanu sanitarnego.
Korzystna może być większa integracja. Zdaniem radnego pomorskiego Sejmiku, Jerzego Barzowskiego, przewodniczącego Komisji Samorządu Terytorialnego i Bezpieczeństwa Publicznego Sejmiku Województwa Pomorskiego, wszystkie szpitale powinny być zarządzane centralnie, przez Urząd Marszałkowski. Temu urzędowi powinno też podlegać ratownictwo medyczne, a nie wojewodzie – twierdzi Jerzy Barzowski. Ciąg dalszy tej dyskusji będzie prowadzony w Malborku, podczas Konwentu Starostów, na które zaprosił uczestników posiedzenia Komisji Mirosław Czapla, starosta malborski.
Kazimierz Netka