Autor: dr Wojciech Szymalski:
IMGW ocenia, że obok rejonów górskich, Warszawa jest obszarem najbardziej narażonym na tego typu powodzie.
Po raz kolejny nad Polską przechodzą gwałtowne burze i nawałnice. Niebezpieczne zjawiska nie omijają również Warszawy. Efektem poprzednich deszczów i silnych wiatrów w stolicy było ponad 500 zgłoszeń o zalanych piwnicach i ulicach oraz o drzewach powalonych przez towarzyszącą opadom wichurę. Od rana strażacy interweniowali już ok. 200 razy. Do tego odnotowano opóźnienia w ruchu lotniczym i kolejowym. Czy może być gorzej? Z pewnością tak. Choć dzisiaj wiatr nie był tak gwałtowny jak nieco ponad dwa tygodnie temu, to sytuacja przypomina tę z 3 czerwca 2010 r., kiedy to woda zalała kilka stacji metra i pozbawiła prądu mieszkańców kilku warszawskich osiedli. Co nas czeka w przyszłości?
Takimi przewidywaniami zajmują się eksperci w ramach projektu ADAPTCITY. Prowadzi go Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju wspólnie z m.st. Warszawą i Unią Miast Polskich. Projekt jest realizowany w ramach programu LIFE+ Komisji Europejskiej i współfinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Z przeprowadzonych symulacji wynika, że w ciągu roku będzie padać coraz więcej, choć długość okresów suchych pozostanie taka sama. Już dzisiaj można mówić o takim trendzie i będzie się on nasilał. Od roku 1981 do końca 2014 roczna suma opadów w Warszawie wzrosła o ponad 100 mm przy tej samej liczbie dni z opadem. Oznacza to, że coraz większa ilość wody będzie nas zalewać w tym samym czasie. Zwiększy się zatem ilość tzw. opadów nawalnych. Jest to taki rodzaj deszczu, podczas którego ilość spadającej wody na metr kwadratowy, w czasie krótszym niż godzina, wynosi powyżej 10 mm. Gdyby nie odpływ, to ulice i chodniki pokryłby się w tym czasie warstwą wody o grubości podeszwy. Jak pokazuje poniższa mapa, w czasie wspomnianego wcześniej opadu z 3 czerwca na metr kwadratowy w niektórych regionach Warszawy spadło 80 mm wody, czyli jej poziom sięgał do kostek!
Opady nawalne występują najczęściej wiosną i latem. Wraz ze zmianami klimatu okres występowania opadów nawalnych może przesuwać się także na późną zimę i wczesną jesień. A jeśli zimy będą bezmroźne, może się okazać, że największe opady śniegu zostaną zastąpione właśnie przez opady nawalne.
W ramach projektu ADAPTCITY zebrano dane z lat 2008 – 2014 dotyczące opadów w Warszawie. Dzięki nim można wskazać te dzielnice, które potencjalnie najbardziej są narażone na ich konsekwencje. Okazuje się, że mimo iż wiele chmur opadowych napływa nad miasto z północnego zachodu, to największe roczne sumy opadów występują po przeciwnej stronie miasta, na wschodzie i południowym wschodzie. Największe opady jakby omijają, czy też przeskakują, centralne rejony miasta, gdzie deszcz występuje częściej, ale jest zwykle mniej obfity.
Na taki obraz opadów w mieście wpływ ma prawdopodobnie ukształtowanie powierzchni, zanieczyszczenia nad Warszawą oraz obieg powietrza. Po pierwsze, dzielnice lewobrzeżne są położone wyżej niż dzielnice prawobrzeżne oraz zbudowane są wyższymi budynkami, co może działać na chmury podobnie jak niewielka góra – chmury omijają ją bokiem. Po drugie, nad miastem jest wiele zanieczyszczeń pyłowych, a dodatkowy pył może wywoływać opad, gdy w czystszym powietrzu wokół niego nie będzie padało. Po trzecie, gorętsze powietrze formuje się nad śródmieściem, nie nad terenami otaczającymi, wywołując silny ciąg powietrza, wraz kroplami wody, ku górze – jak w kominie. To może zapobiegać opadowi nad miastem, a zwiększać opad poza nim, gdzie prąd powietrza ku górze jest słabszy lub powietrze, wraz z zawartymi w nim kroplami wody, wręcz opada.
Opady nawalne są szczególnie groźne w takim mieście jak Warszawa, ponieważ występuje tu bardzo dużo powierzchni, które nie przepuszczają wody do gruntu. Około 40% powierzchni stolicy nie przepuszcza 80% wody opadowej. Jeśli woda nie wsiąka w grunt, spływa do kanalizacji. Ale kanalizacja nie obejmuje całej powierzchni miasta i nie ma wystarczającej wydajności. W takich warunkach może wystąpić tzw. szybka powódź i wiążące się z nią lokalne potopienia. IMGW ocenia, że obok rejonów górskich, Warszawa jest obszarem najbardziej narażonym na tego typu powodzie. W ciągu roku występuje ich średnio kilkanaście.
Obecnie opady nawalne o sumie większej niż 50 mm ciągu doby, a więc mające konsekwencje w postaci podtopień, występują na terenie Warszawy pięć razy w roku. Zatem prawdopodobieństwo ich wystąpienia w zwykły dzień wynosi 1,5%. W Polsce mówi się o powodzi czy opadzie stuletnim lub tysiącletnim. To sformułowania mylące, bo dające złudne poczucie
bezpieczeństwa, że coś wystąpi za długi czas. Tymczasem opad o prawdopodobieństwie 1,5% czy 0,1% może wystąpić każdego dnia. Dlatego nie tylko należy zrobić wszystko, aby woda opadowa nas ominęła, ale także zapewnić, żeby nadmiar wody poczynił jak najmniejsze szkody, jeśli nas nie ominie.
Do bezpiecznego odprowadzania nadmiaru wody podczas deszczy nawalnych wykorzystujemy rynny, kanalizację i rowy melioracyjne. Już wiemy, że kanalizacja nie zawsze wystarcza, by odprowadzić całą wodę. W Warszawie dodatkowo mamy do czynienia z tzw. kanalizacją ogólnospławną. Oznacza to, że system kanalizacji deszczowej jest połączony z kanalizacją sanitarną (odprowadzającą ścieki ze zlewów i toalet), a więc nadmiar wody deszczowej powoduje problemy z oczyszczaniem ścieków. Dochodzi wtedy do awaryjnych zrzutów ścieków bezpośrednio do Wisły. Rowy melioracyjne i mniejsze rzeki w Warszawie też nie zawsze są wystarczające, aby odprowadzić cały deszcz. Czasem nie są one dobrze utrzymane, a niekiedy właściciele działek prywatnych zasypują je bez nadzoru służb wodnych.
Jednak jako społeczność miasta powinniśmy się zastanowić: czy faktycznie cała woda deszczowa musi jak najszybciej trafić za pośrednictwem kanalizacji lub rowów melioracyjnych do Wisły? Zielone dachy, niecki chłonne, ogrody deszczowe, stosowanie przepuszczalnego asfaltu, obniżanie trawników w stosunku do ulic to tylko niektóre z rozwiązań skutecznie stosowanych na całym świecie. Z jednej strony zapobiegają podtopieniom ulic, z drugiej – zatrzymując wodę – pozwalają korzystać z niej w okresach bezopadowych.
Zredukowanie negatywnych skutków zmian klimatu jest jednym z celów projektu ADAPTCITY. Bezpośredni udział miasta daje realną szansę na to, że wypracowane w formie strategii wnioski przełożą się na praktykę. Warszawa będzie mogła tym samym dołączyć do wielu miast na świecie, gdzie przeznacza się bardzo duże środki na adaptacje do zmian klimatu. Działania takie pozwolą na utrzymanie obecnego komfortu życia mieszkańców metropolii, m.in. przez ograniczanie negatywnych skutków gwałtownych zjawisk pogodowych, takich jak burze czy deszcze nawalne.
dr Wojciech Szymalski
koordynator projektu ADAPTCITY realizowanego przez Instytut na rzecz Ekorozwoju, Urząd m. st. Warszawy, Unię Metropolii Polskich i Verband Region Stuttgart (partner zagraniczny) ze środków instrumentu finansowego LIFE+ Komisji Europejskiej oraz dofinansowanego ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.