Największa nasza rzeka znowu wysycha.
Coraz mniej wody jest we Wiśle. O rejsach statkami możemy sobie pomarzyć. Jest za płytko, a w najbliższych dniach królowa naszych rzek może „schudnąć” jeszcze bardziej.
Na zdjęciu: Płycizny na Wiśle w rejonie Opalenia. Fot. Kazimierz Netka.
Kłopoty mieli flisacy, którzy z Ulanowa nad Sanem przypłynęli około dwa tygodnie temu, do Gdańska, na tratwach. W rejonie miejscowości Piekło (niedaleko śluzy i jazu w Białej Górze, gdzie od Wisły odgałęzia się Nogat) jedna z tratew zahaczyła o dno. Przez pięć godzin flisacy nie mogli się uwolnić. A tratwy to nie statki, mają zanurzenie bardzo niewielkie, maksimum pół metra.
Co więc z Wisłą się dzieje? Ano, natura za mało dostarcza jej wody. Niebawem, z tej rzeki mogą zrobić się jeziora. Zamiast Wisły będziemy mieli wyspy.
Fot. Kazimierz Netka
Utrudnienia w żegludze na Wiśle z powodu niskiego stanu jej wody wynikają z tego, że jest za mało opadów – mówi Bogusław Pinkiewicz – rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Chodzi nie tylko o brak deszczu. We znaki dała się najchłodniejsza pora roku. Mści się bezśnieżna zima – mówi red. Bogusław Pinkiewicz.
Na zdjęciu: Poziom Wisły jest nawet poniżej zasięgu wodowskazu – można odnieśc wrażenie, patrząc na to miejce pomiaru rzeki w Tczewie. Fot. Kazimierz Netka.
Płytkość Wisły dała się we znaki właśnie zimą i to w okresie dość niebezpiecznym, bo akurat wówczas, gdy istniało zagrożenie powstania zatoru. Lodołamacze nie mogły swobodnie pracować. Dotarły od ujścia rzeki w rejon Świecia i Grudziądza, a wyżej Wisła już była dla nich za snadka.
Teraz, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku uznał, że żeglowanie po Wiśle jest niemożliwe. W komunikacie nr 20/2016 RZGW poinformował, że zamyka żeglugę na Wiśle od km 684 (Korabiki) do 918 (Palczewo), z uwagi na niskie stany wody, brak możliwości zapewnienia głębokości tranzytowej. Szlak żeglowny zostanie zamknięty do odwołania – czytamy w komunikacie RZGW w Gdańsku.
Fot. Kazimierz Netka
Zwykle, płytkość dolnej Wisły była łagodzona, poprzez zasilenie jej wodą, zgromadzoną w zbiorniku za zaporą we Włocławku. Niestety, to się w ciągu najbliższych godzin nie uda. Szczegóły są na stronie internetowej Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie (warszawa.rzgw.gov.pl), opiekującego się zaporą we Włocławku. Opublikowany jest na tej stronie Komunikat Nawigacyjny nr 36/2016, w którym napisano: Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie informuje, że w związku z koniecznością dokonania przeglądu technicznego progu stabilizującego poziom wody dolnej Stopnia Wodnego we Włocławku oraz wykonania pomiarów batymetrycznych dna dolnego stanowiska elektrowni w dniu 12 lipca 2016 r. w godzinach 9:00 – 13:00 zrzut wody ze Zbiornika zostanie wstrzymany. Spowoduje to obniżenie się poziomu wody na rzece Wiśle o około 1,5 metra w rejonie Włocławka i o około 1 metr w rejonie Torunia. Pogorszenie się warunków do żeglugi poniżej Stopnia Wodnego we Włocławku będzie utrzymywało się do 12 godzin po wstrzymaniu przepływu. W związku z powyższym prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności.
Na zdjęciu: Wisła pod mostami w Tczewie, 11 lipca 2016 roku. Fot. Kazimierz Netka.
Pozostaje pytanie, co zrobić, by Królowa naszych rzek nie robiła się taka szczupła. Można na niej budować zapory i wodę zatrzymywać, przy okazji robiąc prąd. To jednak koszt 20 – 30 miliardów złotych. A wody zaczyna brakować w całym kraju. Jeśli jej robi się więcej, to na krótko i za dużo, czego efektem są powodzie. Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Uczmy się od bobrów, które chcemy z dolnej Wisły przepędzić. Budujmy tamy, ale może niekoniecznie na Wiśle. Proces zatrzymywania deszczówki trzeba zacząć w całym kraju, a nie tylko w wiślanej dolinie. Budujmy zbiorniki retencyjne, zastawki nawet na strumieniach. Jak to się robi – pokażą leśnicy, którzy od dawna w ten sposób chronią lasy przed niedostatkiem wody, przed przesuszeniem.
Kazimierz Netka