Lekki polski czołg TK-S trafił Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Nazywano go tankietką ale też „koniem roboczym”. Tego „pancerniaka” zrekonstruował inż. Zbigniew Nowosielski – z przeznaczeniem na wystawę z cyklu „Wejście w historię”

Fot. Kazimierz Netka.

Świąteczna niespodzianka Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku dla miłośników militariów

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku (MIIWŚ) posiada kolejny, interesujący eksponat: replikę tankietki TK-S – lekkiego czołgu rozpoznawczego – takiego, jakie powstawały w Państwowych Zakładach Inżynierii. Pojazd udostępniono do oglądania na poziomie minus 3.

– W imieniu dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku dr hab. Grzegorza Berendta serdecznie zapraszam na ostatnią w tym roku prezentację eksponatu w ramach cyklu „Wejście w historię” – napisała dr Zuzanna Szwedek-Kwiecińska – rzecznik prasowy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. – Tym razem prezentowana będzie tankietka TK-S (replika) – polski lekki czołg rozpoznawczy skonstruowany w Państwowych Zakładach Inżynierii. Nazwa ,,TK” pochodzi od inicjałów konstruktorów: inż. Trzeciaka i rtm. Karkoza. W latach 1934-1936 wyprodukowano 280 takich pojazdów. Wraz z wcześniejszymi wersjami TK-3 i TK-F v były to podstawowe pojazdy pancerne Wojska Polskiego we wrześniu 1939 roku. Prezentowana wersja tankietki uzbrojona jest w ciężki karabin maszynowy wz. 25 Hotchkiss. Niewielka liczba tych czołgów została również przezbrojona w najcięższe karabiny maszynowe wz. 38 FK-A. Warto nadmienić, że tankietki znajdowały się na wyposażeniu Samodzielnych Kompanii Czołgów Rozpoznawczych przydzielanych do poszczególnych dywizji piechoty, szwadronów czołgów rozpoznawczych wchodzących w skład dywizjonów pancernych funkcjonujących w brygadach kawalerii oraz jednostkach zmotoryzowanych:10 Brygady Kawalerii i Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej. Oprócz Wojska Polskiego użytkownikiem tankietek TK-S była Estonia, która zakupiła w 1935 roku 6 takich pojazdów. Pewna liczba tankietek została w 1939 roku przejęta przez armie  niemiecką oraz sowiecką, gdzie wykorzystywane jako ciągniki artyleryjskie.

Fot. Kazimierz Netka.

Prezentowana w Muzeum II Wojny Światowej replika została wykonana przez inż. Zbigniewa Nowosielskiego. Oprócz twórcy, o nowym eksponacie mówili: prof. Grzegorz Berendt – dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku oraz Wojciech Łukaszun – kierownik Działu Zbiorów Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Konferencję prowadziła Julia Olechno – zastępca rzecznika prasowego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Oto dane techniczne pojazdu: długość – 2,58 m, szerokość – 1,76 m, wysokość – 1,33 m, masa – 2585 kg, moc silnika – 46 KM, prędkość maksymalna – 45 km/h, zasięg: 160 km po drodze lub 90 km w terenie, grubość pancerza: od 3 do 10 mm, załoga: 2 osoby – poinformowało Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

– Panie, panowie, pracownicy, goście muzeum! O tankietce mówić nie będę, dlatego że mamy tutaj wybitnych specjalistów z panem inżynierem Nowosielskim na czele. Natomiast pragnę zwrócić uwagę na to słowo, które doprowadziło do czynu i zmaterializowało się ostatecznie w tej oto postaci dzięki intensywnej pracy zespołu naszego, muzealnego – powiedział prof. Grzegorz Berendt – dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, wskazując na stojącą obok tankietkę.

Fot. Kazimierz Netka.

– Jesteśmy w stanie poza wydatkami wygenerować również dochód i jesteśmy uprawnieni do tego aby z tego dochodu dokonywać zakupów wzbogacających nasze zasoby, zakupów dotyczących tak obiektów oryginalnych – i z tych cieszymy się jak na muzeum przystało najbardziej ale jeżeli życzenia nie mogą być spełnione, bo materii nie jest niedostatek to ratujemy się też kopiami – i dzięki temu, że zespół wypracował czysty dochód, a prawo nam daje możliwość spożytkowania w dobry sposób dochodu, to zdecydowaliśmy się wzbogacić naszą opowieść w tworzonym oddziale naszego muzeum, czyli Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 o przykład polskiej broni pancernej, produkowanej w latach 30.

Fot. Kazimierz Netka.

Przecież każdy, kto stresuje się przeszłością Polski słyszał o Łosiach, o Karasiach, o karabinie przeciwpancernym UR. Teraz z kolei my przypomnimy na naszej wystawie o kolejnym osiągnięciu polskiej myśli technicznej. Taki był pomysł, takie było słowo, a materia stoi przed państwem i o tej materii w szczegółach powiedzą ci, którzy przyczynili się do jej zaistnienia. Dziękuję bardzo! – powiedział prof. Grzegorz Berendt.

– Witam państwa, nazywam się Zbigniew Nowosielski. Od 2008 roku kieruję instytucją, firmą, która nazywa się Biuro Rekonstrukcyjno-Technologiczne Zabytkowej Inżynierii Pojazdowej – powiedział twórca repliki tankietki TK-S.

Fot. Kazimierz Netka.

– Efektem naszych działań są różne obiekty ale sztandarowym obiektem jest właśnie tankietka TKS, której 5 egzemplarzy już zbudowaliśmy. W międzyczasie wyremontowaliśmy 2 tankietki i wszystko to co ja robię wokół realizacji tych projektów związanych z TK-S-em to robię to wszystko w hołdzie mojemu Tacie, który był żołnierzem pancernym, przed wojną służył w 4. Batalionie Pancernym w Brześciu, a w czasie wojny w ramach 91 Dywizjonu Pancernego walczył we wrześniu, był dwukrotnie ranny. No i potem po wojnie jak ja się wychowywałem w domu rodzinnym, to bardzo często słuchałem różnych opowieści mojego Taty, które mnie potem zainspirowały do tego żeby ten patriotyczny obowiązek zrealizować i odbudować tankietki.

Następną osobą, której też dużo uwagi poświęcałem w czasie tych swoich prac, jest profesor Edward Habich, który był moim nauczycielem akademickim i bardzo się dużo od niego nauczyłem Trzecią osobą był docent Bolesław Jurek, który był konstruktorem najcięższego karabinu maszynowego, które były w tankietkach TKS, w ograniczonym stopniu ale były też stosowane.

Moja przygoda taka na serio TK-S-em zaczęła się w 2008 roku, kiedy podczas jednej z takich rozmów z profesorem Feliksem Rawskim zostało mi zadane pytanie: czy nie mam pomysłu żeby jakiś temat przygotować na pierwsze Sympozjum naukowe „Historyczny rozwój konstrukcji pojazdów”. Wtedy organizatorem był profesor Rawski w ramach Instytutu Transportu – Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych, A ja wtedy społecznie konsultowałem prace dyplomowe, prace inżynierskie, magisterskie prace przejściowe i wtedy moje takie kontakty z uczelnią się bardzo uaktywniły. Przygotowałem na to pierwsze sympozjum referat, w którym opowiadałem o tym jak odbudowywałem tankietkę TK-S, która była własnością Muzeum Wojska Polskiego, która przyjechała z Norwegii przez Szwecję do Warszawy i na początku mój tata był zaproszony przez dyrektora Muzeum Wojska Polskiego jako konsultant do pomocy w pracach, które były wykonywane w Zakładach Ursus. Wielokrotnie jeździliśmy z moim Tatą do tego zakładu i przyczyniliśmy się do tego, że pojazd został przywrócony do stanu takiego, w jakim był wyprodukowany, natomiast nie miał układu przeniesienia napędu, nie było silnika, nie było wyposażenia wnętrza. Na Targach Uzbrojenia w Kielcach kiedy prezentowaliśmy ten pojazd, jeden z dziennikarzy zapytał: co będzie dalej, co będzie z tym układem napędowym i z tym wyposażeniem wnętrza, układów sterowania i tak dalej. Wtedy mój Tata, mając 78 lat, powiedział: my z synem się podejmujemy ten czołg doprowadzić do pełnej sprawności.

Po niedługim czasie – 2 lata trwały te prace – współpraca z dyrekcją Muzeum Wojska Polskiego układała się bardzo bardzo poprawnie – przepraszam, nie poprawnie – fantastycznie się układała, został nam ten pojazd udostępniony i dyrekcja wyraziła zgodę, żebyśmy mogli stworzyć dokumentację cyfrową tego pojazdu. Posiłkując się technologią inżynierii odwrotnej czyli wspomaganiem komputerowym projektowania, stworzona została dokumentacja, której nie ma drugiej na świecie w oparciu o którą można nawet uruchomić produkcję takich czołgów w większej ilości.

Fot. Kazimierz Netka.

Ciekawszym takim efektem naszej działalności to była odbudowa TK-S-a z części, które zgromadziło Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej, które to części pochodziły od różnych egzemplarzy tego modelu, części pozbierane na różnych polach bitewnych i zostały nam te części przekazane i dostaliśmy zlecenie, żeby zbudować tankietkę właśnie w oparciu o te elementy, a brakujące elementy dorobić i to w terminologii rzeczoznawców to się nazywa rekompozycja czyli stworzenie egzemplarza pojazdu, którego części pochodzą z różnych egzemplarzy. Ten pojazd stoi w tej chwili w Narodowym Muzeum Techniki w Warszawie w Pałacu Kultury. No i chyba już wystarczająco dużo powiedziałem żeby nie zanudzić.

Umowę podpisaliśmy w lutym tego roku i od tamtej pory wszystkie działania mojego zespołu – wieloosobowego, składającego się z inżynierów, którzy się specjalizują właśnie we wspomaganiu komputerowym projektowania, poprzez techników, poprzez ślusarzy, poprzez ludzi kierujących warsztatami obróbki skrawaniem – współpracowaliśmy z warsztatami z firmami odlewniczymi i tak dalej. To grupa około ja myślę jakieś 15 osób od tamtej pory nieustannie pracowała nad tym, żeby osiągnąć ten efekt.

Oczywiście trzeba jasno powiedzieć, że nie wszystkie prace są wykonywane w mojej pracowni, bo dzisiaj jest tak, że blachy wycinane są w firmie laserowej w oparciu o dokumentację, którą się internetem przesyła do do wykonawcy. Elementy, które poddawane są obróbce skrawaniem też – ja nie mam warsztatu wielkiego – natomiast posiadam dokumentacje płaską – takie rysunki wykonawcze na poszczególne elementy, które zlecałem poszczególnych warsztatom, które się specjalizują w obróbce skrawaniem, w produkcji resorów, w bandażowaniu kół jezdnych poliuretanem. Współpracuję też z firmą, która się specjalizuje w nakładaniu powłok lakierniczych i powłok ochrony przed korozją i tak dalej. Tak że na ten sukces – bo tak uważam że to jest duży sukces że udało się zbudować z taką dokładnością kopię TK-S-a – pracował zespół, który bezpośrednio w mojej pracowni był i zespoły firm, z którymi współpracujemy, które często wydawałoby się, że nie są przygotowane do tego, ale ja teraz dochodzę do wniosku że lepiej mi się współpracuje z rzemieślnikami na prowincji, którzy mają więcej pokory niż z tymi, którzy w wielkich środowiskach w Warszawie są trochę zmanierowani i wydaje im się, że wszystko potrafią, ale niestety zdarzało się. że musieliśmy wielokrotnie poprawiać.

Jeżeli to kiedyś to dotrze do moich pracowników – chciałabym im podziękować na wkład, za przedsięwzięcie, za to, że byli posłuszni moim poleceniom. Dziękuję bardzo – powiedział inż. Zbigniew Nowosielski.

– Dzień Dobry państwu, bardzo serdecznie witam na ostatnim w tym roku „Wejściu historię”, wejściu niestandardowym – mówił Wojciech Łukaszun – kierownik Działu Zbiorów Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Fot. Kazimierz Netka.

– Może państwo pamiętają: zawsze spotykamy się na poziomie minus 1, ono cały czas jest. Zapewne po Nowym Roku ulegnie zmianie.

Tymczasem to nasze dzisiejsze „Wejście w historię” rozpoczyna bezterminowy okres prezentacji. Będziemy się starali, żeby tankietka jak najdłużej była na minus 3, żeby była dostępna dla naszych zwiedzających, żeby jak najwięcej osób z Polski i zagranicy mogło się z tym obiektem zapoznać.

Tankietki, lekkie czołgi tego typu – można powiedzieć, że to był taki koń roboczy polskich wojsk pancernych w okresie września 1939 roku. Większość tych polskich czołgów wówczas istniejących to były właśnie takie modele. Wyglądają te do pojazdy dość niepozornie. Załoga uzbrojona w karabin maszynowy miała trudności z nawiązaniem walki z pojazdami niemieckimi, ale dysponowała przewagą manewrów. Był to pojazd niski, łatwy do ukrycia, dość szybki, więc był to potencjał, który wówczas starał się wykorzystać – i pan inżynier Nowosielski wspominał o przezbrajaniu tych tankietek w nowe uzbrojenie – tak już wówczas, w 1939 roku podjęto próbę przezbrojenia tankietek w maksymalnej ilości na przeciwpancerne, dysponujące najcięższymi karabinami maszynowymi kalibru 20 mm. Ta broń pozwalała nawiązać skuteczną walkę z pojazdami z niemieckimi no i udało się przed wrześniem przezbroić około 20 egzemplarzy. One wszystkie sprawdziły się w boju.

My zamawiając replikę dla muzeum, chcieliśmy jednak pokazać naszym zwiedzającym nie ten model bardziej zwycięski, tylko ten model najbardziej popularny, który nawet jak wspomniałem – był koniem roboczym – był wykorzystywany w czasie walki.

Bardzo się cieszę że ten długi proces z pozyskaniem tego eksponatu już się zakończył, że możemy się dzisiaj spotkać i państwo ten eksponat pokazać. Pan profesor Grzegorz Berendt, nasz dyrektor jest inicjatorem tego, że muzeum zamówiło taką tankietkę, więc ja ze swojej strony dziękuję za taki, panie profesorze, wspaniały prezent świąteczny dla Działu Zbiorów, że docenił pan naszą całoroczną pracę.

Jeśli chodzi o Dział i podziękowania to główną osobą która się opiekowała tym projektem był nasz pracownik Maciej, który jest tutaj z nami, na sali. Macieju, bardzo dziękuję!

Chciałem podziękować panu inżynierowi Nowosielskiemu za podjęcie tego trudnego tematu i za to, że właśnie ten sukces udało nam się osiągnąć. Bardzo państwu serdecznie dziękuję. Oczywiście zapraszam do analizowania naszej strony i komunikatów na temat kolejnych „Wejść w historię” i przypominam też, że oprócz tego, że zamawiamy kopie, to też jesteśmy oczywiście zainteresowani pamiątkami. Cały czas trwa akcja „Przyjmiemy Twoją historię” – powiedział Wojciech Łukaszun – kierownik Działu Zbiorów Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

– Jeszcze dodam dla uzupełnienia, że jesteśmy zainteresowani przede wszystkim oryginałami – zachęcał prof. Grzegorz Berendt – dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Kazimierz Netka

Proszę, czytaj również na portalu: netka.gda.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *